środa, 29 kwietnia 2015

Majówka po japońsku

źródło:enjoy.sso.biglobe.ne.jp


Już wkrótce majówka. Nie wiem czy wiecie, że Japończycy też mają swoją majówkę. W kraju gejsz i samurajów nie jest to jednak weekend majowy lecz cały tydzień, bowiem Golden Week  trwa od 29 kwietnia do 5 maja.

Wcale nie oznacza to, że każdy dzień w tym okresie jest świętem. Wypadają wtedy 4 święta. Tydzień wolnego zawdzięczają Japończycy zasadzie, że jeżeli między dwoma świętami jest jeden dzień pracujący, to ten dzień też jest wolny (^_^). 

źródło:jinjahoncho.or.jp


29 kwietnia w Japonii obchodzony jest Dzień Shōwa (Shōwa no hi, czyt.: siooła no hi). Jest to dzień urodzin poprzedniego cesarza - Hirohito, który otrzymał pośmiertne imię Shōwa. Dzień Shōwa został wprowadzony w 2007 roku w celu zachęcenia społeczeństwa do refleksji nad 63 letnim panowaniem Hirohito.

źródło:nipponandco.com


3 maja, tak samo jak w Polsce, obchodzony jest Dzień Konstytucji (Kenpō Kinenbi, czyt.: kenpoo kinenbi). To święto upamiętnia ogłoszenie konstytucji 3 maja 1947 roku.  W przeciwieństwie do nas Japończycy świętują nie pierwszą uchwaloną konstytucję, ale pierwszą powojenną, która jest dla Japończyków bardzo ważna. Bodaj najważniejsze dwa zapisy tej konstytucji to zmiana statusu cesarza oraz artykuł dziewiąty, mówiący o tym, że Japonia nie będzie używała broni do roztrzygania międzynarodowych konfliktów.
Tego dnia Japończycy, co do zasady, poświęcają się myślom o demokracji i rządzie.


źródło:nipponandco.com


4 maja obchodzony jest Dzień Zieleni (Midori no hi, czyt.: midori no hi). W epoce Shōwa 29 kwietnia obchodzone były urodziny cesarza. Po wstąpieniu na tron nowego cesarza, 29 kwietnia ustanowiono Dniem Zieleni. Oficjalnym powodem zmiany nazwy było uznanie dla Hirohito za jego miłość do roślin. W roku 2007 Midori no hi zostało przeniesione na 4 maja, ponieważ 29 kwietnia ustanowiono Dzień Shōwa.
Zgodnie z nazwą w Dzień Zieleni obcuje się z naturą i wyraża wdzięczność za jej dary.

źródło:wakai-team.cba.pl


I wreszcie 5 maja Japończycy obchodzą Dzień Dziecka (Kodomo no hi), który tak na prawdę jest Festiwalem Chłopców (Tango no Sekku) Jest to dzień poszanowania osobowości dzieci i świętowania ich szczęścia. 

W Złotym Tygodniu wiele sklepów i instytucji jest zamykanych. Jest to najdłuższy okres wolnych dni. Pozostałe dwa okresy dni wolnych przypadają w okolicy Nowego Roku oraz w sierpniu (święto Obon). Tak długie okresy wolne od pracy związane są z japońskim kultem pracy. Wielu Japończyków w ogóle nie wykorzystuje urlopów i mogą to robić, ponieważ nie ma tam żadnego przepisu, mówiącego o konieczności wykorzystania zaległego urlopu, albo wysłania pracownika na przymusowy urlop.

W Złotym Tygodniu wiele osób podróżuje. Bilety lotnicze, kolejowe, czy hotel trzeba zarezerwować z dużym wyprzedzeniem mimo, że ceny są na ten okres zawyżone. Najpopularniejsze kierunki to inne kraje azjatyckie, Guam, Saipan, Hawaje, Zachodnie Wybrzeże Stanów Zjednoczonych, oraz Europa i Australia.

Ci co zostaną w Japonii mogą liczyć na imprezy okolicznościowe




niedziela, 26 kwietnia 2015

RECENZJA: Nawilżający korektor pod oczy (Fake Up - Benefit)

źródło:sassisamblog.com

Jako fanka japońskiego podejścia do pielęgnacji urody przykładam wielką wagę do nawilżania. Utrzymanie nawilżenia skóry staje się szczególnie dużym wyzwaniem, jeśli pracuje się w klimatyzowanym biurze. Od dłuższego czasu planowałam zakup nawilżającego żelu pod oczy Hiaruronsan japońskiej firmy Sana. Nakłada się go pod lub na makijaż, co daje możliwość dodatkowego nawilżania okolic oczu w ciągu dnia (w zależności od potrzeb). Niestety produkt ten jest drogi, a do tego należy doliczyć koszt przesyłki. Dlatego nie mogłam przejść obojętnie obok nawilżającego korektora pod oczy FakeUp Firmy Benefit, który również można nakładać na makijaż dowolną ilość razy w ciągu dnia.

OPAKOWANIE
Jak zwykle w przypadku produktów Benefit już samo opakowanie nęci do zakupu. W sześciokątnym kartoniku, przywodzącym na myśl orient, znajduje się srebrny metalowy walec w różowe roślinne wzory. Opakowanie jednoznacznie kojarzy się z pomadką, a to dlatego, że produkt jest w formie wykręcanego sztyftu.

źródło:extraprodukt.pl

KOLOR
Nie wiem czy pamiętacie jeden z bardziej popularnych produktów polskiej marki kosmetycznej Celia: pomadkę z witaminowym rdzeniem? Sztyft korektora Fakeupprzypomina tą szminkę budową. W tym przypadku mamy jednak rdzeń z kremowego, beżowego korektora otoczony bezbarwną odżywczą warstwą wazelinki, której głównym składnikiem jest olej rycynowy bogaty w kwasy tłuszczowe, posiada więc wygładzające i zmiękczające właściwości. Znajdziemy tu także ekstrakt z pestek jabłek, fitosterole (dobroczynne tłuszcze roślinne) oraz filtr przeciwsłoneczny (Dwutlenek tytanu).
Korektor występuje w trzech odcieniach.

ZAPACH
Korektor pachnie olejem rycynowym. Osobiście nie lubię tego zapachu, ale nie czuć go podczas użytkowania, więc mi nie przeszkadza.

KONSYSTENCJA
Oczywiście każda część kosmetyku ma inną konsystencję. Kolorowy rdzeń ma gęstą kremową konsystencję zbliżoną do większości korektorów w sztyfcie. Natomiast bezbarwna otoczka pod wpływem kontaktu z ciepłą skórą rozpływa się i staje się delikatnie oleista.

DZIAŁANIE
Producent zapewnia, że korektor ukrywa cienie pod oczami, zmniejsza widoczność zmarszczek oraz daje efekt wygładzonej i naturalnie wyglądającej skóry, a co najważniejsze nigdy nie osiada w załamaniach i zmarszczkach. Czy faktycznie tak jest? 
Owszem korektor ukrywa cienie i robi to w sposób bardzo naturalny, jednak kwestia niezbierania się w załamaniach jest dyskusyjna.

Osoby młode nie będą z nim miały problemów, ale te kobiety, które mają linie pod oczami nie będą aż tak zadowolone. Zauważyłam też, że większe zadowolenie z produktu deklarowały blogerki o suchej cerze. Te osoby, które mają mieszaną lub tłustą cerę wypowiadały się o korektorze z nieco mniejszym entuzjazmem.

Fake up używam od dwóch miesięcy i testowałam go w różnych warunkach (cera mieszana). Na co dzień korektor sobie radzi i wytrzymuje 8 godzin, chociaż po 7 godzinach warto makijaż poprawić. Dwukrotnie testowałam też Fake up na całodniowych zebraniach. Za pierwszym razem wykonałam makijaż jak zwykle. Makijaż miałam na sobie przez 14 godzin i niestety korektor zebrał się w liniach. Przed kolejnym całodniowym zebraniem dokształciłam się w kwestii prawidłowej aplikacji korektora i kosmetyk wytrzymał kilkanaście godzin bez zbierania się w liniach.

Ten kosmetyk wymaga wprawy w aplikacji. Nie ma cudów każdy kosmetyk nałożony w nadmiarze będzie zbierał się w liniach i zmarszczkach, dlatego niezwykle ważna jest umiejętna aplikacja korektora, ale o tym w innym wpisie.

INNE ZASTOSOWANIA
Podobnie jak wazelinkę Hiaruronsan, ten korektor również można stosować zarówno pod jak i na makijaż. Cieszę się, że na zewnątrz jest bezbarwna warstwa, ponieważ daje to możliwość nawilżania okolic oczu samą wazelinką w ciągu dnia. Lub jeśli makijaż się zetrze można korygować go mieszając część odżywczą z kolorową. 

Dodatkowo korektorem tym można z powodzeniem tuszować wyschnięte niedoskonałości skóry. Fake up świetnie się do tego nadaje ponieważ dzięki mocno nawilżającej otoczce maskuje suche skórki.

SKŁAD
RicinusCommunis (Castor) SeedOil, C12-15 AlkylBenzoate, Polyethylene, Caprylic/CapricTriglyceride, EthylhexylPalmitate, CetearylIsononanoate, Nylon-12, Silica, Phenoxyethanol, CaprylylGlycol,TocopherylAcetate, BenzoicAcid, EthylhexylMyristate, EthylhexylStearate, Hexyldecanol, ButyleneGlycol, PyrusMalus (Apple) FruitExtract, BrassicaCampestris (Rapeseed) Sterols, BHT, Tocopherol. May Contain: CI 19140 (Yellow 5, Yellow 5 Lake), CI 42090 (Blue 1 Lake), CI 77007 (Ultramarines), CI 77163 (BismuthOxychloride), CI 77491, Ci 77492, CI 77499 (Iron Oxides), CI 77891 (TitaniumDioxide).

CENA
115 PLN za 3,5 grama produktu.

DOSTĘPNOŚĆ
Kosmetyki Benefit można kupić wyłącznie w sieci Sephora.

OGÓLNA OCENA
Według mnie produkt jest za drogi. Opakowanie jest bardzo estetyczne i solidnie wykonane (sztyft jest metalowy). Tak trwałe opakowanie może być użyteczne jeśli ktoś nosi korektor w torebce. Jeśli jednak kosmetyk ma leżeć na półce, to wolałabym mniej trwałe opakowanie za odpowiednio niższą cenę. Na szczęście produkt jest wydajny, a w Sephorze zdarzają się przeceny i to chyba najlepszy moment na uzupełnienie zapasów tego korektora.

W żadnym razie nie mogę się zgodzić ze słowami producenta, że korektor „nigdy nie osiada w liniach i zmarszczkach”. Korektor nie osiądzie w nich jeśli będziesz potrafiła umiejętnie go nałożyć, a instrukcji do niego nie dodano.

Producent zapewnia, że korektor mocno nawilża i to akurat jest prawdą. Zaletą kosmetyku jest bardzo naturalny efekt i możliwość nawilżania okolic oczu w ciągu dnia. Jak wspomniałam na wstępie, nawilżanie jest dla mnie bardzo ważne, dlatego moja ogólna ocena produktu jest dobra – na razie nie trafiłam na lepszy (bardziej nawilżający, tańszy, nie zbierający się w liniach) korektor.

źródło:ponikuta.com





piątek, 17 kwietnia 2015

Wieczne dzieci

źródło:blogs.highdesertchurch.com

Uwielbiam komedie, w których głównymi bohaterami są rodzic i dziecko, którzy na skutek jakiejś tajemnej magii zamieniają się ciałami. Schemat jest zawsze podobny: wszyscy się dobrze bawią. Do czasu. Po serii komicznych przypadków każdy z ulgą wraca do swojego ciała. Ale wyobraźmy sobie, że jednak się nie udało i zostaliśmy uwięzieni w ciele dziecka…

Zaraz, zaraz. Nie wiem jak Wy, ale ja nic nie muszę sobie wyobrażać, ponieważ moi rodzice i babcia wciąż traktują mnie jak dziecko. W pracy jestem ekspertem w swojej dziedzinie: doradzam innym, szkolę ich, biorę udział w grupach projektowych. Jednak kiedy rozmawiam z rodzicami lub Babcią Lu traktowana jestem jak piętnastolatka, która próbuje się mądrzyć chociaż "nic o życiu nie wie". Dochodzi nawet do takich absurdów, że nie wierzy się w istnienie przepisów Kodeksu Pracy, które przytaczam (jako HRowiec część KP znam na pamięć), albo zaprzecza się wynikom badań psychologicznych, które opisuję. 

Okazuje się, że mój przypadek nie jest odosobniony. Czasami rodzice mają tendencję do kwestionowania profesjonalnej wiedzy swoich dorosłych dzieci, a czasem po prostu zwracają się do nich jak do dziesięciolatków. Słyszałam już o takich przypadkach jak instruowanie przez rodziców dwudziestoletniej kobiety jak ma rozładować i załadować zmywarkę, czy pytanie się trzydziestoletniego syna, czy oby nie chce skorzystać z toalety przed podróżą. 

Jeszcze gorzej sprawy się mają po narodzinach dziecka. Zamiast zyskać szacunek jako matka - tak jak to w drewnych czasach bywało - rodzice zyskują kolejny temat do wymądrzania się i kwestionowania Twoich umiejętności wychowawczych.

Dlaczego rodzice to robią? Jak to się dzieje, że nie zauważają, że ich dzieci dorosły i nie potrzebują, a wręcz nie chcą już być traktowane jak pacholęta?

Część winy można by prawdopodobnie złożyć na karb zmian społecznych. Jeszcze sześćdziesiąt lat temu niezamężna dwudziestolatka była już starą panną. Dzisiaj dwudziestolatka to studentka. Być może dorabia dając korepetycje, ale bardzo często wciąż mieszka z rodzicami. Studia kończy ok 26 roku życia. Rozpoczyna karierę zawodową i wyprowadza się z domu. Innymi słowy czas uzależnienia od rodziców uległ znacznemu wydłużeniu.
Ponadto sto lat temu kobieta szacunek zdobywała zmieniając status na mężatkę, a następnie - matkę. Nie było tylu źródeł informacji, które mamy teraz. Kiedyś guru od dzieci była mama i babcia, a ich cenna wiedza przekazywana była ustnie z pokolenia na pokolenie. 
Współczesna matka coraz rzadziej korzysta z wiedzy swojej mamy, ponieważ wiedza ta pochodzi sprzed ok. 30 lat. Najnowsze informacje czerpią więc dzisiejsze matki z internetu, książek lub magazynów. Skoro jednak dla mojej mamy źródłem wiedzy była jej mama, wydaje się jej oczywiste, że ja również po radę w kwestii wychowania powinnam zwrócić się do swojej mamy, czyli do niej. Rodzi się tu kolejny problem współczesnego społeczeństwa - dewaluacja znaczenia i wiedzy osób starszych. Dzisiaj siwa głowa, to już nie jest mądra głowa.

Kolejnym prawdopodobnym wyjaśnieniem jest tendencja do nadludzkiego wysiłku wkładanego przez rodziców w wychowanie dzieci. Starają się oni często wychodzić na przeciw wszelkim zachciankom swoich pociech. W konsekwencji rodzicom trudno w pewnym momencie odpuścić i pozwolić dzieciom wyfrunąć z gniazda.

Ale stało się. Jesteśmy dorośli. Czy warto walczyć o swoje poczucie dojrzałości i niezależności. Myślę, że warto. Kluczem do sukcesu jest komunikacja. Wybierz jakiś neutralny grunt i przy ciastku i herbacie spróbuj na spokojnie powiedzieć rodzicom co czujesz kiedy traktują Cię jak dziecko. Podkreśl, że doceniasz ich troskę i wysiłek, ale jesteś już dorosła i tak też chciałabyś być traktowana.
Taka szczera rozmowa może być trudna, ale prawda jest taka, że nierozwiązany konflikt będzie narastał, a każda wizyta w domu wiązać się będzie ze stresem. Nie warto czekać.

Ktoś mi kiedyś powiedział, że kiedy się ma dziecko świat nagle przyspiesza. Faktycznie dzieci z roku na rok zmieniają się nie do poznania. Pamiętajmy, że ta zmiana nie zachodzi tylko z zewnątrz. Dziecko dojrzewa, a my jako rodzice powinniśmy dostosowywać naszą komunikację i oczekiwania do jego wieku.

Przed dzisiejszymi młodymi rodzicami stoi nowe wyzwanie. Bombardowani informacjami o niebezpieczeństwach czyhających na dzieci w przedszkolach (przedszkolanka zaklejająca dzieciom usta i niepozwalająca im korzystać z toalety), szkołach (znęcanie się rówieśników), czy nawet w drodze do domu (ostatni przypadek porwania dziesięciolatki) rodzice mają tendencję do bycia nadopiekuńczymi.
Dodatkowo biorąc pod uwagę rozwój sieci, szukając informacji, nasze dzieci pytanie będą zadawały nie nam lecz wyszukiwarkom internetowym. Istnieje niebezpieczeństwo, że nie będziemy dla naszych dzieci źródłem wiedzy o świecie i życiu. 
Myślę więc, że przed nami trudne zadanie polegające na przekształceniu znanej od pokoleń relacji rodzic-dziecko na przyjaźń opartą na wzajemnym szacunku i partnerstwie.





środa, 15 kwietnia 2015

Wiosenne porządki w torebce


źródło:missrenaissance.wordpress.com

Ponoć Honoriusz Balzak powiedział kiedyś "Pokaż mi swój pokój, a powiem ci, kim jesteś". Dzisiaj postanowiłam zajrzeć do nieodzownego atrybutu każdej kobiety: torebki i stwierdzam, że zgodnie z zasadą pokaż mi swoją torebkę, a powiem Ci kim jesteś większość kobiet jest... Świętym Mikołajem!

Przepastna torba, często o kroju worka, z której niezmierzonych głębin wyciągamy 3 tuziny przedmiotów zaskakując widownię niczym Mary Poppins wyciągająca z torby lampę podłogową - oto charakterystyka pasująca do większości damskich torebek (i worka Świętego Mikołaja).

źródło:pinterest.com
Mary Poppins i jej bezdenna dywanikowa torba.


Kobiety na ogół lubią być przygotowane na wszelkie możliwe sytuacje, dlatego zawartość damskiej torebki podzielić możemy na kilka kategorii (wszystkie wymienione rzeczy znajdują się w torebce mojej lub, którejś z moich znajomych):

  1. Zestaw minimum - czyli telefon, klucze (do domu, biura, samochodu), portfel, dokumenty, kalendarz

    Zestaw minimum wzbogacany jest elementami z poniższych pakietów:
  2. Pakiet uroda i higiena - najczęściej pomadka i puder oraz gumy do żucia i chusteczki do nosa, jednak zdarza się też tusz do rzęs, perfumy, korektor, krem do twarzy, krem do rąk, szczotka i lakier do włosów, szczoteczka do zębów z pastą,  żel antybakteryjny, mały ręczniczek, komplet igieł i nici (ten pakiet może zajmować nawet do 90% przestrzeni)
  3. Pakiet zdrowie - środek przeciwbólowy, wkładki/podpaski, krople do oczu, a w przypadku matek dodatkowo plastry, gaziki ze środkiem odkażającym
  4. Pakiet łasucha - batonik, woda mineralna, przekąska dla malucha (u jednej osoby znalazł się nawet kisiel w proszku), a nawet pudełko z całym obiadem
  5. Pakiet entertainer - słuchawki do telefonu, ładowarka, książka lub czasopismo, w przypadku matki dodatkowo resoraki, czy kolorowanka i kredki
  6. Pakiet pogoda - w zależności od pory roku i pogody mogą się tu znaleźć rękawiczki, okulary przeciwsłoneczne lub parasol, a nawet szpilki (jeśli ktoś zmienia buty w pracy)

    I wreszcie:
  7. Pakiet praca - laptop i dokumenty
  8. Pakiet śmieci - czyli wszelkie paragony i papierki po gumach
Zaskoczona? A może rozbawiona? No to teraz zajrzyj do swojej torebki... I jak? Pakiet śmieci to 10% zawartości? Czy wszystkie rzeczy, które masz w torebce są naprawdę niezbędne? Po zjedzeniu kanapki w kawiarni idziesz umyć zęby, czy po prostu bierzesz gumę? Czy mieszkasz na takim pustkowiu (lub jesteś alergikiem), że musisz nosić w torebce batonik i wodę?

źródło:blog.benetton.com
Czy naprawdę taka ilość kosmetyków i flakonik perfum w torebce są niezbędne?
Z torebką jest jak z szafą: od czasu do czasu trzeba zrobić przegląd zawartości i zastanowić się, czy faktycznie tych rzeczy używam w drodze? Przykładowo szczoteczka do zębów - raczej nie używamy jej przemieszczając się, lecz podczas pobytu w biurze. A przekąska dla dziecka? Jeśli jest to coś łatwo dostępnego to po co to nosić w torebce - jak dziecko zgłodnieje to wejdziesz do sklepu i mu kupisz, jeśli jednak to coś specjalnego, to chyba lepszym pomysłem będzie trzymać to w wózku (tak samo resoraki).
Tym samym odchudziłam torebkę do zestawu minimum plus pomadka i puder (resztę potrzebnych 
kosmetyków trzymam w biurze), chusteczki, żel antybakteryjny (nie oddam! wszędzie widzę czające się zarazki(^_-)), gumy, krem do rąk przełożony do małego słoiczka, środek przeciwbólowy, słuchawki (lub książka), coś z pakietu pogoda no i laptop (jeśli idę do pracy).
Moim sposobem na zlikwidowanie pakietu śmieci jest częsta zmiana torebek. Jeśli nazajutrz planuję wziąć inną torebkę, to wyjmuję wszystko z torebki, żeby ją odłożyć na półkę. To co przyda się jutro przekładam do wybranej torby, a resztę (np. parasol, jeśli zapowiadają słońce) wkładam do szuflady. W garderobie mam bowiem jedną szufladę przeznaczoną na zawartość torebki - dzięki temu nie wyrzucam zawartości torby na stół w kuc
hni (ups - tak robiłam przed przeprowadzką). Oczywiście wszystkie rzeczy, które nie powinny się znaleźć w torbie trafiają wówczas na swoje miejsce (paragony - do śmieci, spinki do włosów - do łazienki, szpilki - na półkę itp.)

No a teraz przyznać się jakie dziwne, zbędne przedmioty znalazłaś w swojej torebce?

poniedziałek, 13 kwietnia 2015

Ulubieńcy marca 2015

źródło:naszeubrania.pl i goldenrose.pl


Jak zwykle odwiedzając sklepy w poszukiwaniu sezonowych ciekawostek przeżyłam wielkie rozczarowanie. W Polsce tylko Boże Narodzenie daje producentom słodyczy kreatywnego kopa. Wielkanoc jest wciąż nieodkrytym lądem sezonowych łakoci. Czekoladowe króliki czy jaja się nie liczą, bo to zwykła czekolada, a nadziewane jajeczka, to na ogół to samo co praliny na co dzień sprzedawane w bombonierkach (truskawkowe, karmelowe, waniliowe - nic nowatorskiego), tyle że tym razem mają kształt jajeczek. Z niecierpliwością czekam na śmiałka, który wprowadzi do Polski smakowe KitKaty i pokusi się o wyprodukowanie wersji o smaku barszczu białego, albo jajka z majonezem(^_-). No dobrze da się też mniej kontrowersyjnie, jak choćby czekolada o smaku sernika, czy mazurka. Kupiłabym!

Tymczasem z zakupionych w marcu produktów na wyróżnienie zasługują:
  1. Mentos CHOCO
    Niestety jak już wspomniałam we wstępie nie znalazłam żadnych wielkanocnych smakołyków. W pobliskiej Biedronce trafiłam jednak na nowy smak cukierków Mentos.

    źródło:boldesucre.blogspot.com


    Mentosów nie jadłam już całe wieki, ale na taką nowinkę się skusiłam. Tubka ma standardową długość, ale cukierków jest w niej zaledwie 9, a to dlatego, że są one nadziewane.
    Mentosy CHOCO od tych standardowych poza wielością różnią się tym, że nie mają cukrowej skorupki. Pod dosyć grubą warstwą ciągnącego karmelowego toffi znajduje się nadzienie o smaku gorzkiej czekolady (nadzienie jest gęste, nie jest to płyn, czy gęsty syrop jak sugeruje wizualizacja na opakowaniu). Całość idealnie się równoważy: wnętrze o smaku czekolady deserowej zostaje osłodzone bardzo słodkim maślano-karmelowym toffi (które na szczęście nie przykleja się do zębów).
    Ogólnie w smaku przypomina mi to trochę Dumle (chociaż Dumle mają cienką warstwę czekolady i karmelowe wnętrze).

    źródło:czekosfera.blog.pl

    Podsumowując: dziecku oczywiście bym nie dała, bo w składzie cukier curkrem cukier  pogania. Mentosy CHOCO mają tak wyrazisty smak, że w ciągu miesiąca zjadłam tylko dwie sztuki. Są jednak bardzo smaczne i w przystępnej cenie (większa gramatura jest zbędna).
    Jakby ktoś szukał tych Mentosów, to są do kupienia w sklepach sieci Biedronka za 2,49zł.

  2. Drugi marcowy ulubieniec został wytypowany przez Di. Są to batoniki Naturlig.

    źródło:candy-pandas.blogspot.com

    Batoniki zrobione są z suszonych owoców, zmielonych orzechów, oleju słonecznikowego i wody. Dodatkowo w zależności od smaku dodane jest kakao bez dodatku cukru lub sok z marakui i siemię lniane. 
    Owoce suszone podaję dziecku bardzo rzadko, ponieważ mimo, że to owoc, to jednak te suszone są bardzo słodkie, a nie chcę Di przyzwyczajać do słodkiego smaku. Dodatkowo domyślam się, że użyte do produkcji batonika owoce są siarkowane, ale wolę dziecku dać owocowego batonika niż ciasto. Tak więc kiedy na świątecznym stole pojawiły się ciasta, Di dostała batona Naturlig.
    Był to strzał w dziesiątkę, ponieważ jedyne co interesowało Di to batonik i świeże owoce.
    Myślę, że póki są dostępne w Biedronce zrobię mały zapas (5,99zł kosztuje paczka 3 batonów).

  3. Trzecim ulubieńcem marca są ubranka firmy Atut.

    źródło:naszeubrania.pl

    Mimo, że firma istnieje od 21 lat, pierwszy raz usłyszałam o niej dopiero pół roku temu. Wszystkie ubranka, które mam tej marki wykonane są z  dobrej jakościowo tkaniny. Najczęściej jest to bawełna. Ubranka są niezwykle miękkie i przyjemne w dotyku, co podobno jest zasługą naturalnych zmiękczaczy lanolinowych i wosków pszczelich.
    Ubranka Atut nie tracą kształtu po praniu i zachowują swoją miękkość i intensywność kolorów.
    Styl ubranek jest zróżnicowany. Można wybrać coś sportowego jak i coś na wyjście.
    Nie bez znaczenia jest również fakt, że ceny ubranek Atut są bardzo przystępne.
    Jeśli nie znacie stacjonarnego sklepu z ubrankami tej firmy, to polecam skorzystać ze sklepu on-line.

  4. Ostatnim ulubieńcem miesiąca jest odżywka do paznokci Black Diamond Hardener firmy Golden Rose.

    źródło:goldenrose.pl

    Do tej pory nie wierzyłam za bardzo w działanie odżywek do paznokci, ponieważ mimo obietnic producentów nigdy nie widziałam spektakularnych rezultatów. Nie wiedzieć więc czemu skusiłam się na zakup, aż dwóch produktów. Postanowiłam przetestować odżywkę Bielendy CC Magic Nails Diamond Extreme oraz Black Diamond Hardener od Golden Rose. Paznokcie jednej dłoni malowałam preparatem Bielendy, a drugiej - Golden Rose. Ku memu zdziwieniu różnica była widoczna już po pierwszym użyciu. Podczas gdy paznokcie potraktowane odżywką CC już po dwóch dniach zaczęły się rozdwajać, o tyle te pomalowane odżywką Golden Rose wyraźnie się wzmocniły. Kolejne dni tylko potwierdziły pierwsze wnioski.
    Postanowiłam więc zostać przy odżywce Black Diamond Hardener. Producent zapewnia, że to dzięki cząsteczkom czarnego diamentu odżywka poprawia twardość i wytrzymałość paznokci. Nie wiem, czy odżywka faktycznie zawiera ten fantastyczny diament, ale grunt, że działa.
    Dla alergików mam dobrą nowinę: odżywka nie zawiera formaldehydu.
    Odżywkę można kupić za około 13zł na stoiskach Golden Rose.


    A co jest Twoim marcowym ulubieńcem?






wtorek, 7 kwietnia 2015

Budda i kwiaty

źródło:blog.ofjapan.jp
Tradycja hanami liczy kilka wieków. 

Ósmego kwietnia w Japonii obchodzone są urodziny Buddy, czyli Kanbutsue. Ale jest to również Dzień Kwiatów - Hana-no-hi (lub Święto Kwiatów Hana Matsuri). 

Urodziny Buddy obchodzone są w całej wschodniej Azji i podczas, gdy w innych krajach dokładna data święta jest ruchoma, w Japonii przypada zawsze na 8 kwietnia lub 8 maja (w zależności od decyzji świątyni w danym regionie kraju).

Dlaczego niektórzy uznają za właściwą datę kwiecień, a inni maj? Ponieważ Książę Siddhartha Gautama, który później przyjął imię Budda, według legendy urodził się ósmego dnia czwartego miesiąca. Jednak ze względu na obowiązujący w Japonii kiedyś kalendarz księżycowy, a obecnie gregoriański (słoneczny) daty w obydwu tych kalendarzach różnią się o jeden miesiąc.

Narodziny Buddy poprzedzone były różnego rodzaju znakami, których doświadczała jego matka (brzmi znajomo?). Kobiecie przyśnił się biały słoń, niosący w trąbie kwiat lotosu. To mityczne zwierzę miało wyjść z jej łona. Zaniepokojeni przyszli rodzice poradzili się mędrca, który powiedział im, że ich syn zostanie władcą lub też nauczycielem świata. Wbrew pragnieniu ojca, młody książę nie został królem, lecz stał się mędrcem i nauczycielem.

Podobnie jak chrześcijańskie Boże Narodzenie, urodziny Buddy to święto radosne. W Japonii łączy się ono z Hana matsuri. Tradycyjnie w dniu urodzin Buddy jego wyznawcy odwiedzają świątynie, gdzie przystrojony kwiatami posąg Buddy oblewają herbatą z suszonych liści hortensji  o nazwie Amacha (w smaku jest podobno odrobinę słodka). Wierni mogą także zabrać napar do domu, by później wypić go w gronie najbliższych. Zwyczaj ten zaczęto praktykować w nawiązaniu do legendy o Ryu (czyt.: rju, czyli smok), dziewięciu smokach, które z niebios oblały nowonarodzonego Buddę czystą wodą (lub według innych źródeł ciepłą, perfumowaną wodą). 

źródło:japonia-online.pl

Tego dnia barwnie ubrani Japończycy wychodzą na ulice by świętować w kwietnych pochodach. Celem tego bardzo starego święta jest celebracja życia, które po zimie na nowo się odradza. Kwiaty symbolizują w nim radość, nadzieję i oczywiście piękno.

Jak to zwykle bywa, połączenie tych świąt (Kanbutsue i Hana Matsuri) nastąpiło przypadkiem.  W epoce Meiji (czyt.: mejdzi, 1868 -1912) ludzie mylili Kanbutsue z innym świętem zwanym Hana Matsuri (Festiwal Kwiatów). Pamiętajmy bowiem, że w centralnej Japonii panuje inny klimat niż w Polsce i to właśnie na przełomie marca i kwietnia zakwitają tam sakury (japońskie wiśnie w Polsce zakwitają miesiąc później).
Zwyczaj świętowania kwitnienia drzew jest w Japonii bardzo stary. Pierwotnie obchodzono okres świętowania śliw (ume). Które skojarzone jest obecnie ze Świętem Dziewczynek. Dopiero w okresie okresie Heian (794 - 1192) zaczęto celebracje te odnosić do wiśni. Wtedy była to jednak uroczystość zarezerwowana dla dworu cesarskiego, i dopiero w XV – XVI w. hana-no-hi stało się świętem ogólnokrajowym.

Obecnie hanami (oglądanie kwiatów) jest popularną okazją do urządzania pikników pod kwitnącymi drzewami i spędzania czasu z rodziną i znajomymi. W mediach już od początku roku pojawiają się komunikaty o tym, w którym regionie kiedy zakwitną wiśnie. Pierwsze drzewa rozkwitają na Okinawie już w lutym, natomiast na Hokkaido czas ich kwitnienia przypada dopiero w maju (podobnie jak w Polsce, bo i klimat podobny).
W epoce Meiji oba wydarzenia (Kanbutsue i Hana Matsuri) były bardzo popularne i odbywały się o tej samej porze roku. Od tamtej pory 8 kwietnia – rocznica urodzin Buddy jest również znana pod nazwą Hana Matsuri


źródło:culturejapan.jp
Podczas hanami trudno znaleźć w parku skrawek trawki dla siebie
źródło:blogpanienki.salon24.pl
Pikniki trwają jeszcze długo po zapadnięciu zmroku.

Jeśli ktoś z Was planuje wycieczkę do Japonii i będzie w Tokyo właśnie 8 kwietnia, to zachęcam do odwiedzenia świątyni Gokokuji, Senso-ji, Zojo-ji czy Hommon-ji. Bowiem w tych właśnie miejscach odbywają się z okazji Kanbutsue specjalne nabożeństwa.