piątek, 27 listopada 2015

15 najlepszych Bożonarodzeniowych tracycji

źródło: pexels.com


Uwielbiam grudzień! Po tych długich zimnych i mokrych jesiennych miesiącach wreszcie przychodzi czas skrzącego się śniegu, lampek choinkowych i grzanego wina. Atmosfera grudnia sprawia, że chcę spędzać czas z rodziną i przyjaciółmi i pragnę, aby te chwile były magiczne. Odkąd jest z nami Di mam też coraz większą potrzebę budowania dla niej wspaniałych wspomnień i tradycji, które nie tylko wiążą rodzinę, ale również dodają ciepła i magii Świętom. Dlatego dzisiaj przedstawię wam kilkanaście pomysłów na grudniowe tradycje.

Tradycje związane z kalendarzem adwentowym

1. Kto z nas nie zna uczucia oczekiwania na pierwszy dzień grudnia, aby wreszcie móc skonsumować pierwszą czekoladkę z kalendarza adwentowego? My z eM mamy swoją hazardową tradycję związaną z czekoladowym kalendarzem adwentowym. Zanim otworzymy okienko każde z nas obstawia jaki kształt będzie miała ukryta tam czekoladka. Ten kto odgadł zjada całą czekoladkę. Jeśli nikt nie trafił dzielimy się łakociem.

2. Ci co czytają bloga już od dłuższego czasu wiedzą, że co do zasady nie daję Di cukru, dlatego dla niej zamiast czekoladowego kalendarza adwentowego przygotowuję 24 pudełeczka z drobiazgami. Są to zawsze małe i tanie rzeczy, które często zbieram w ciągu roku właśnie z myślą o kalendarzu adwentowym. Takim drobiazgiem może być arkusik naklejek, stempelek, wydrukowana z internetu kolorowanka, czy nowe spinki do włosów.
Jeśli ten pomysł Ci się spodobał, to TUTAJ znajdziesz 20 pomysłów na własnoręczne wykonanie kalendarza adwentowego.

źródło: acultivatednest.com


Tradycje związane z okresem przedświątecznym

3. Wspólny seans ulubionego filmu związanego ze Świętami. Z siostrą już od ponad 10 lat w okresie świątecznym umawiamy się na oglądanie "To Właśnie miłość". Uwielbiamy ten film i mimo, że widziałyśmy go już kilkanaście razy, to wciąż nam się nie znudził. Siadamy na kanapie z kubkiem grzańca w dłoniach i wypowiadamy ulubione kwestie razem z aktorami.

4. Z dzieckiem oczywiście oglądać będziemy bajkę. Wybór kreskówek o tematyce zimowo-świątecznej jest spory. Osobiście uwielbiam "Artur ratuje Gwiazdkę", chociaż myślę, że wiele osób wybrałoby wciąż popularną "Krainę Lodu". W tym przypadku zamiast grzanego wina rozkoszować się będziemy gorącą czekoladą (myślę, że Di dostanie na tę okoliczność dyspensę).

5. Szukając w internecie tradycji związanych z literaturą dowiedziałam się, że w Stanach Zjednoczonych jest wielu fanów "Ekspresu Polarnego". Podczas wspólnej lektury dzieci dostają symboliczny dzwoneczek. Kto czytał tą książkę lub oglądał jej animowaną ekranizację będzie wiedział dlaczego.

6. Jeśli Twoje dzieci uwielbiają Wielkanocne polowanie na pisanki możesz zorganizować podobną zabawę zimą. Ukryj w domu tzw. candy cane, czyli cukierkowe laseczki (w zeszłym roku były do kupienia w Hebe i w Biedronce) i ogłoś poszukiwania.

7. Dodatkowy prezent dla spostrzegawczych. W sieci krąży plotka o rzekomo niemieckiej tradycji, polegającej na wieszaniu wśród choinkowych ozdób bombki w kształcie ogórka. Dziecko, które jako pierwsze znajdzie tę ozdobę, dostaje dodatkowy upominek. Bombkę w kształcie ogórka można kupić TUTAJ za 12PLN.

źródło: bombkarnia.pl


8. Jedną z moich ulubionych tradycji grudniowych jest wizyta na Świątecznym Jarmarku. W Warszawie każdego roku funkcjonuje kilka jarmarków. Największy jest ten przy Stadionie Narodowym i będzie go można odwiedzić już w ten weekend.

9. Wspólne pieczenie i dekorowanie ciasteczek może być świetną zabawą i nauką zarazem. Każde dziecko będzie pękać z dumy jeśli będzie mogło poczęstować rodzinę i przyjaciół samodzielnie upieczonymi lub udekorowanymi pierniczkami.

10. Fajnym pomysłem jest od momentu narodzin dziecka wspólne tworzenie jednej nowej ozdoby choinkowej w roku. Kiedy Twoje dorosłe już dziecko będzie się wyprowadzać będzie miało sporą kolekcję choinkowych ozdób i cały bagaż wspomnień związanych z ich tworzeniem.

11. Zamiast wspólnego tworzenia ozdób, możesz co roku zapisywać na jednej bombce najważniejsze wspomnienia z minionego roku.


Tradycje związane z Wigilią i Bożym Narodzeniem

12. Jeśli nie masz w domu kominka możesz uprzedzić podchwytliwe pytania dziecka o to jak Mikołaj dostarczy Wam prezenty, wieszając na zewnątrz (np. na balkonie) specjalny, magiczny klucz dla Świętego Mikołaja. Duży klucz można dla lepszego wrażenia udekorować brokatem.

13. Podkładając pod choinkę prezenty możesz spryskać podeszwy męskich butów sztucznym śniegiem i zostawić ślady Mikołaja. Wypali to jednak tylko w przypadku małego niezbyt kumatego jeszcze dziecka. Starszak bowiem zorientuje się, że przecież śnieg powinien się rozpuścić. Jeśli komuś nie żal podłogi może zostawić mokre ślady i sypnąć gdzieniegdzie magicznym pyłem (czyli brokatem).

14. Podczas Wigilijnej kolacji nie rozdajemy wszystkich prezentów. Mikołaj zawsze chowa jeszcze jakąś paczkę w domu. Na szczęście zostawia liścik ze wskazówkami. Kiedy jesteśmy już sami w domu rozpoczyna się wielkie poszukiwanie.

15. Świąteczna ankieta. Osobiście przeprowadzam ankietę w Sylwestra. Stanowi ona podsumowanie minionego roku. Ale są osoby, które robią to w Święta. Jest to pretekst do wspólnego spędzenia czasu i powspominania wydarzeń z ostatnich 12 miesięcy. Ideą jest spisanie odpowiedzi, by w przyszłości móc do nich wrócić. Przypomnieć sobie co było dla nas ważne, o czym marzyliśmy i co z tych planów udało nam się zrealizować.

Jaka jest Twoja ulubiona tradycja rodzinna?

czwartek, 26 listopada 2015

Strefa relaksu, czyli ponad 50 darmowych kolorowanek dla dorosłych



Po tekście o ulubieńcach czerwca pojawiło się trochę pytań o książeczki do kolorowania dla dorosłych. Chciałybyście spróbować swoich sił w kolorowaniu, sprawdzić, czy Was to też odstresuje, ale nie chcecie wydać dużo pieniędzy na blok z kolorowankami, ponieważ obawiacie się, że szybko się tym znudzicie. Specjalnie dla Was przekopałam internet w poszukiwaniu darmowych arkuszy z wzorami.
Wyniki moich poszukiwań znajdziecie poniżej, pogrupowane tematycznie.

  1. Jungla i zwierzęta egzotyczne:

    - tygrys
    - paw
    - kameleon
    - kameleon 2
    - żyrafy
    - 2 wzory słoni
    - lew

  2. Stworzenia morskie:

    - prosty delfin
    - delfin z dużą liczbą szczegółów
    - zestaw 2 obrazków z syrenami
    syrena
    - syrena 2
    - meduzy
    - rybki

  3. Stworzenia leśne:

    - sowy
    - sowa
    - sowy w lesie
    - mała sówka
    - 2 obrazki z wiewiórką
    - lis
    - ptaszki
    - jeleń

  4. Konie:

    - koń
    - koń wersja 2
    - koń wersja 3

  5. Owady:

    - 2 strony motyli

  6. Wzory kwiatowe, roślinne i abstrakcyjne:

    - 3 strony abstrakcyjnych wzorów kwiatowych
    - kwiaty
    - natura
    - koła
    - potworki
    - abstrakcja

  7. Mandale:

    - 3 strony z mandalami

  8. Motywy indiańskie:

    2 wzory łapaczy snów
    - tipi

  9. Kobiety:

    - kobieta - Wigilia
    - kobieta w okularach
    - kobieta w sukience
    - kobieta z tatuażem
    - kobieta w czapce
    - kobieta i kwiaty

  10. Okazje:

    7 wzorów cukrowych czaszek
    - choinki
    - bombki



Źródło:
redtedart.com
easypeasyandfun.com
coloring-pages-adults.com
creachick.nl

sobota, 21 listopada 2015

Po pierwsze nie chwalić

źródło: unsplash.com

Znajomi, którzy są rodzicami często mi mówią: Jesteś psychologiem, więc o wiele łatwiej jest Ci wychować dziecko.

Bycie psychologiem daje mi tylko jedną przewagę: znam teorię. Wiem jak powinno się w określonej sytuacji zareagować, co mówić, a czego nie i dlaczego powinno się tak robić. Ale ta przewaga jest też pewnym obciążeniem. Są bowiem rzeczy, które mówimy instynktownie, ponieważ wydają nam się właściwe i sami w dzieciństwie je słyszeliśmy, tymczasem jak mówi współczesna psychologia mogą mieć negatywne skutki.



Chwalenie

Jak to, to chwalenie jest złe? Otóż okazuje się, że zbyt częste powtarzanie słów: Świetna robota! lub innej prostej pochwały może spowodować, że dziecko, a w przyszłości dorosły będzie poszukiwał zewnętrznej motywacji, czyli będzie robił rzeczy nie dla swojej satysfakcji, ale po to aby usłyszeć pochwałę, czyli zadowolić kogoś innego. Należy więc ograniczyć proste pochwały i zastąpić je opisem sytuacji, np. podobało mi się jak bawiłaś się koleżanką, ponieważ podzieliłaś się z nią swoimi ulubionymi zabawkami.

Tak wypowiedziana pochwała wskaże szczególnie cenione zachowanie i tym samym je wzmocni.
W zabawie z córką staram się też zwrócić jej uwagę na satysfakcję, którą czerpie z samej czynności, a nie na jej efekt. Mówię np. Chyba rysowanie sprawia Ci dużo radości. albo Widzę, że bardzo się cieszysz, kiedy razem układamy klocki.
Dzięki temu nie tylko uczę ją nazywania emocji, ale przede wszystkim zwracam jej uwagę, na wewnętrzną motywację, którą kierowała się podczas zabawy. Innymi słowy wskazuję, że największą nagrodą jest samo wykonywanie tej czynności.


Przedkładanie efektu nad starania

Mówiąc do dziecka coś w rodzaju praktyka czyni mistrza również o zgrozo możesz zaszkodzić psychice dziecka. Najważniejsze bowiem są starania. Jak wiadomo ludzie różnią się od siebie pod względem ilości wysiłku, który muszą włożyć w poszczególne dziedziny, aby osiągnąć w nich mistrzostwo. Jedni są lepsi w dziedzinach humanistycznych, inni w przedmiotach ścisłych, a jeszcze inni mają zdolności manualne. Jednak to powiedzenie zapomina o tych różnicach. Jeśli Twoje dziecko będzie bardzo dużo ćwiczyło i wciąż nie osiągnie mistrzostwa, to słysząc, że: praktyka czyni mistrza, może odebrać to jako nacisk na efekt, oraz, że skoro wciąż nie osiągnął mistrzostwa to znaczy, że nie dostatecznie się stara. Samoocena dziecka może spaść. Może to też spowodować obwinianie się i myślenie w stylu: skoro tyle ćwiczę i wciąż nie jestem najlepszy, to znaczy, ze coś ze mną nie tak.

Dlatego sugerowałabym raczej podkreślanie wysiłku, który dziecko wkłada w wykonywaną czynność. Kiedy Twoje dziecko zasmucone powie, że znowu coś mu nie wyszło, zamiast rzucać: spróbuj jeszcze raz w końcu ćwiczenie czyni mistrza, powiedz raczej coś w stylu: widzę, że bardzo się starasz. To musi być smutne, kiedy tak dużo ćwiczysz i jeszcze nie osiągnąłeś wymarzonego rezultatu. W ten sposób pokażesz dziecku, że widzisz i rozumiesz jego emocje. Docenisz tym jego starania i pokażesz, że wynik wcale nie jest najważniejszy.


Zaprzeczanie uczuciom

To akurat jest rzecz, którą najłatwiej jest mi wyegzekwować od siebie i jednocześnie bardzo trudno jest mi nauczyć eM by nie mówił tak do Di. Bardzo często kiedy np. Di się uderzy i zaczyna płakać eM mówi przecież nic się nie stało. Lekko się uderzyłaś.
A teraz zastanów się jak Ty byś się czuła, jeśli uderzenie, które Cię zabolało zostałoby w ten sposób skomentowane? Albo jeśli bardzo byś się czymś stresowała, a ktoś by Ci powiedział: Ty to chyba w życiu problemów nie miałaś.Każdy jest inny i inny ma próg bólu, inne są też rzeczy, które mogą nas wystraszyć, zmartwić, czy zdenerwować. Każdy czuje inaczej i ma do tego prawo. Jedna z najgorszych rzeczy, które możemy zrobić to zaprzeczanie czyimś uczuciom. Skoro dziecko płacze to znaczy, że coś się jednak stało. Rodzic powinien pokazać dziecku, że widzi, rozumie i szanuje uczucia swojego dziecka. Naszą rolą jest pomóc dziecku w zrozumieniu i poradzeniu sobie z emocjami.
Jeśli pierwszy raz zdarzy się, że dziecko płacze podczas szczepienia, to nie mów: nie płacz - przecież nigdy Cię szczepienie nie bolało. Może faktycznie nigdy to nie bolało, ale tak jak każdy Twoje dziecko może mieć gorszy dzień i dzisiaj może je boleć, dlatego lepiej powiedzieć coś w rodzaju: widzę, że szczepienie Cię boli. Te słowa brzmią banalnie, ponieważ są jedynie nazwaniem sytuacji, którą obserwujemy, ale wierzcie mi, że takie komunikaty potrafią zdziałać cuda. Nasz rozmówca ma bowiem wrażenie, że doskonale go rozumiemy i akceptujemy jego uczucia. Czasami wystarczy też zwykłe przytulenie (^_^).


Pośpieszanie

Krzyczenie do dziecka żeby się pośpieszyło, to dla malucha nie lada stres. Dziecko nie jest tak szybkie i sprawne jak dorosły i nie zawsze też rozumie dlaczego wymagamy od niego pośpiechu. W dużej mierze to Ty budujesz poczucie wartości swojego dziecka, jeśli więc wciąż narzekasz, że się guzdrze to też źle to na psychikę malucha wpływa.

Najlepiej rozpocząć przygotowania na tyle wcześnie by dziecko zrobiło wszystko w swoim tempie bez potrzeby poganiania. Jeśli jednak zaśpisz i musisz pośpieszyć trochę dziecko, zrób z tego zabawę i działanie zespołowe. Ścigajcie się kto pierwszy się ubierze, albo kto pierwszy dobiegnie do pierwszej latarni.



Etykietowanie

Aby nie podkopywać samooceny dziecka nie należy go etykietować, czyli mówić, że jest głupie, niegrzeczne, czy niemądre. Zamiast tego należy opisać zachowanie i uczucie jakie to w nas wywołało, np. zamiast: Jesteś niegrzeczny! Należałoby powiedzieć: Zrobiło mi się bardzo przykro, kiedy uderzyłeś siostrę


Nie wiem czy wiecie, że zakaz etykietowania dotyczy również określeń pozytywnych. Mówiąc dziecku, że jest grzeczne, czy kochane sugerujesz, że jutro może być niekochane i niegrzeczne. W przypadku pozytywów również należy opisywać swoje uczucia i powoływać się na konkretne sytuacje, np. bardzo mnie wzruszyło i uradowało, kiedy podzieliłeś się z siostrą podwieczorkiem.


Deser jako nagroda


Zauważyłam, że w wielu rodzinach deser podawany jest od razu po obiedzie i wzbudza wiele emocji. Rodzice często mówią: Nie będzie deseru, dopóki nie zjesz obiadu! Tak jak i dorosły dziecko czasem nie jest głodne, ale czy Ty też nie masz czasem ochoty na coś pysznego? Doprowadza to więc często do sytuacji kiedy dziecko wmusza w siebie obiad mimo, że nie jest głodne, tylko po to by dostać "w nagrodę" mały deserek. Ja widzę dwa zagrożenia w tej sytuacji: po pierwsze zmuszamy dziecko do przejadania się, mimo, że tyle się "trąbi" o otyłości wśród dzieci, a po drugie deser stanowi tu swego rodzaju "nagrodę" umniejszając tym samym pełnowartościowemu posiłkowi. Moja rada, to nie podawać deseru po obiedzie, tylko potraktować go jako osobny posiłek - podwieczorek. Siadając do obiadu dziecko będzie więc jadło po to by się najeść, a nie po to by dostać deser (nagrodę).



Pomaganie
Wielu rodziców rzuca się na pomoc dziecku kilkadziesiąt razy dziennie: Pomogę Ci zdjąć kurtkę. Pomogę Ci wejść po schodach. Podam Ci książkę. I tak przez cały dzień. 
Chciałabym, aby Di wyrosła na samodzielną dziewczynkę pełną inicjatywy. Pomagam jej w tym... nie pomagając jej. 
Wyręczanie dziecka we wszystkim może podkopać jego niezależność, ponieważ nauczy się polegania na innych. Może ograniczyć to jego inicjatywę również w przyszłości.
Zamiast wyręczać dziecko, lepiej zadać mu pytanie naprowadzające na rozwiązanie problemu. Na przykład układając puzzle zamiast układać klocki za dziecko, spytaj: Czy myślisz, że ten fragment tu pasuje? Dlaczego tak myślisz?
Odkąd Di zaczęła sama próbować zdejmować kurtkę, przestałam ją rozbierać. Jeśli widzę, że ma problem z jakąś czynnością, to pytam, czy jej pomóc. Najczęściej odpowiada, że nie i faktycznie po chwili sama sobie radzi. Kiedy prosi mnie o zrobienie czegoś co wiem, że potrafi, np. włączenie radia, to przypominam jej że umie to zrobić sama i opisuję co powinna zrobić, aby osiągnąć cel i po chwili sama już sobie radzi. 
Dzieci są bardzo samodzielne i zaradne trzeba im tylko na to pozwolić.



Pomaganie dziecku jest odruchem serca, podobnie jak wypowiadanie wspomnianych wyżej zdań, a jednak mogą one szkodzić dziecku w przyszłości. Czy mi, jako psychologowi, jest łatwiej z tą wiedzą? I tak i nie. Znajomość teorii to jedno, a umiejętność zastosowania jej w życiu to zupełnie inna sprawa. Myślę, że kiedy przez nieuwagę powiem do dziecka: Brawo! Świetna robota! Świadomość, że nie powinnam była tak powiedzieć wywołuje we mnie poczucie winy. Koniec końców wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. 


Moją piętą achillesową jest chwalenie, ponieważ cieszę się ze wszystkiego co Di uda się zrobić. A co Wam sprawia największą trudność?

niedziela, 15 listopada 2015

Ulubieńcy października 2015


Z początkiem października do Warszawy zawitały chłody. Kiedy na dworze robi się zimno i dni stają się coraz krótsze zwiększa się mój apetyt na zabiegi pielęgnacyjne. Z lubością buszuję wśród drogeryjnych regałów w poszukiwaniu godnych uwagi nowinek. Dlatego w tym miesiącu wśród ulubieńców znalazły się same kosmetyki (^_^).

  1. Absolutnym numerem jeden w tym miesiącu jest top coat Seche Vite.

    Idealne połączenie: lakier Essie i top coat Seche Vite

    Uwielbiam mieć pomalowane paznokcie. Jest to dopełnienie całego stroju. Można się bawić kolorami, czy wzorami wpływając tym samym nawet na własne samopoczucie. Nic tak bowiem nie daje mi pozytywnej energii do działania jak pomalowane na klasyczną czerwień pazury (^_-).

    Świeżo pomalowane pazury i już suche.

    Kiedy nie było Di nie stanowiło dla mnie problemu to, że muszę malować paznokcie 2 razy w tygodniu. Nałożony w niedzielę wieczorem lakier, jeśli nie był z najwyższej półki to już w środę wymagał zmycia. Znajoma poleciła mi hybrydę. Nie jest to jednak rozwiązanie dla mnie z kilku powodów. Paznokcie rosną mi na tyle szybko, że musiałabym ją zmywać co półtora tygodnia, a to jest zbyt kosztowne. Na dodatek nienormowane godziny pracy eM powodują, że trudno jest mi umówić się na sztywno na wizytę i to jeszcze z taką częstotliwością.

    Manicurzystka poleciła mi więc top coat Seche Vite. Nakłada się go jeszcze na mokre paznokcie, aby mógł się lepiej związać z lakierem i już po niecałej minucie paznokcie są zupełnie suche a lakier utwardzony! Dodatkowo produkt nadaje cudowny połysk. Top coat jest niezwykle trwały. Dopiero po 5 dniach pojawiają się przesłanki do zmycia lakieru: lakier na krawędzi paznokci się ściera i pojawiają się pierwsze odpryski na ogół na bokach płytki paznokcia. Obie te rzeczy uwidaczniają się jednak  w miejscach, w których warstwa produktu była cieńsza, myślę więc, że jakbym bardziej starannie nakładała top coat to udałoby się tego uniknąć.
    Wydaje mi się, że nie bez znaczenia jest jakość lakieru kolorowego. Najlepsze efekty uzyskuję używając lakierów Essie.

    Moje Halloweenowe pazury po 7 dniach.

     Wadą top coatu jest to, że dostępny jest tylko w Super Pharm (jeśli ktoś znajdzie go gdzieś indziej to niech da mi znać) oraz, że ma mocny zapach. Zapach czuję jednak tylko podczas malowania, które trwa krótką chwilę, więc w zasadzie nie jest to istotna przeszkoda. Cena nie należy też do najniższych  - ok.32pln, ale jak dla mnie ten top coat jest wart swojej ceny, ponieważ gwarantuje mi trwałość manicure przez 5 do 7 dni.
    Zaletami Seche Vite jest to, że przyśpiesza schnięcie lakieru, utwardza go i nabłyszcza oraz przedłuża trwałość manicure. Jak dla mnie must have nie tylko mamy, ale każdej kobiety!

  2. Drugim produktem, który jest moim must have, jest suchy szampon do włosów Batiste do włosów ciemnych

    Mój ulubiony Batiste dla brunetek.

    Czasami padam wieczorem wyczerpana stając przed trudnym wyborem: 
    Umyć włosy? A może po prostu zamknąć oczy by obudzić się nazajutrz?
    Nie ukrywam, że zdarza się, iż mój wybór pada na to drugie. Następnego dnia budzę się z nieświeżymi włosami w niczym nie przypominając Glam Mamy. Wystarczy jednak zaledwie chwila, by to naprawić. Puszką suchego szamponu należy mocno wstrząsnąć, a następnie spryskać włosy u nasady. Po przemasowaniu włosów palcami należy je jeszcze wyszczotkować.

    Już kiedyś używałam suchego szamponu (Schauma świeżość bawełny), co więc ma w sobie Batiste, że dopiero nim się zachwyciłam? Odpowiedź kryje się w trzech różnicach. Po pierwsze nienawidziłam zapachu Schaumy, a szampony Batiste mają bardzo przyjemne zapachy. Po drugie i najważniejsze Batiste ma wersje dla brunetek i szatynek. Suchy szampon bowiem, to nic innego jak proszek - w tym wypadku skrobia ryżowa - rozpylany na włosy tak jak lakier do włosów. W standardowej wersji proszek jest biały i nawet po wyczesaniu zostawia coś jakby biały pył na włosach. U brunetki wygląda to jak kurz. Batiste dla brunetek jest natomiast zabarwiony na ciemnobrązowy kolor, co niweluje wrażenie mąki we włosach. Trzecia zaleta Batiste to to, że jak twierdzi producent, tego szamponu nie trzeba wyczesywać. Chociaż sama zawsze to robię.

    Produkty Batiste można kupić w wielu sieciowych drogeriach np. Douglas, Hebe, Rossmann za ok 12 pln (200ml). Fajną opcją jest też wersja mini (50ml), którą można zabrać na wyjazd.

    Oczywiście suchy szampon nie jest idealny. Ponieważ jego działanie opiera się na aplikowaniu na włosy skrobi ryżowej, która ma wchłonąć sebum, z jednej strony powoduje on, że włosy unoszą się u nasady i wydają się świeższe, z drugiej jednak strony  wyglądają na matowe, a ze względu na barwnik ręce podczas masowania brudzą się.

    Oczywiście nic nie zastąpi umycia włosów normalną metodą, czyli na mokro i z dużą ilością pieniącego się szamponu, ale suchy szampon to dobry sposób na sytuację awaryjną, a takie u mam zdarzają się dość często (^_-).


  3. Mamy bardzo często po porodzie obcinają wypadające włosy. Moje wypadały tylko przez krótką chwilę, tak więc wciąż cieszę się bardzo długimi (prawie do pasa) i gęstymi włosami. Bardzo długo je zapuszczałam, dlatego nie zamierzam ich obcinać. Męczyłam się więc z nimi potwornie ilekroć musiałam je rozczesać. Na szczęście fryzjerka poleciła mi Schauma - Pielęgnujący spray: jedwabiste rozczesywanie.



    Spray znacznie ułatwia rozczesywanie włosów. Co ciekawe w sieci znalazłam kilka negatywnych opinii tego produktu. Niektórzy twierdzą, że odżywka skleja włosy i sprawia, że stają się matowe. Ja nic takiego nie zaobserwowałam. W moim przypadku odżywka faktycznie ułatwia rozczesywanie, pięknie pachnie i wygładza włosy. Dodatkowo zaletą jest niska cena (ok. 10 pln)  i duża wydajność.


  4. Czy lubicie aromat kokosa? Ja uwielbiam(^_^). Będąc w ciąży przeczytałam artykuł o dobroczynnym działaniu oleju kokosowego, zarówno tego spożywczego, jak i kosmetycznego. Pod wpływem tamtego tekstu zdecydowałam się na użycie oleju kokosowego jako remedium na pogarszającą się w ciąży cerę. Jak wiadomo większość przeciwtrądzikowych kosmetyków jest w ciąży zabroniona. Olej kokosowy można jednak stosować w stanie błogosławionym i faktycznie pomógł on na moje problemy z cerą.
    Ogólnie w tamtym okresie zaczęłam się interesować cudownymi właściwościami olejów i kosmetykami naturalnymi i ta fascynacja wciąż trwa. Dlatego kiedy zobaczyłam w drogerii 
    kokosowy balsam do ust Ziaja musiałam go wypróbować.



    Zgodnie z informacją producenta balsam zawiera lipidy orzecha kokosowego bogate w kwasy omega3 i 6, które są niezbędne do prawidłowego odżywienia i nawilżenia skóry. Oprócz tego balsam zawiera olej Canola, czyli nasz swojski olej rzepakowy, charakteryzujący się wysoką zawartością fitosteroli i tokoferoli, oraz tym, że odżywia i zmiękcza naskórek, neutralizuje wolne rodniki, chroni przed szkodliwym wpływem UV oraz skutecznie łagodzi podrażnienia. Dodatkowo balsam bogaty jest w lanolinę (natłuszcza, zmiękcza skórę, hamuje utratę wody) oraz witaminy A i E (chronią przed uszkodzeniami, doskonale regenerują, odżywiają skórę). 

    Jest to tylko balsam do ust, więc producent mógł pominąć tą całą "fizykę kwantową". Dla mnie najważniejsze jest by balsam dobrze nawilżał usta, nie "zjadał się" (nienawidzę tego smaku zlizanego balsamu w ustach, ble!) i się nie lepił (wargi między którymi przy otwarciu ust ciągną się niteczki kosmetyku - mega ohyda!). Balsam kokosowy Ziaja po nałożeniu daje wrażenie nie tłustych lecz mokrych ust. Wystarczy bardzo cieniutka warstwa. Nie czuję jego smaku kiedy mam go na ustach, a ponieważ jego konsystencja jest bardzo lekka (bardziej mokra niż tłusta) nie ma wrażenia lepiących się warg. Balsam jest białego koloru, dlatego trzeba nakładać go z wyczuciem. Jeśli nałożysz go za dużo usta będą białe. Jeśli jednak nałożysz go tyle ile trzeba, czyli cienką warstwę da on wrażenie zwilżonych ust. Dodatkowo cudownie pachnie kokosem. Do tego należy dodać niską cenę (ok. 6,50pln) i aplikację bez brudzenia rąk (kto wymyślił balsamy, które trzeba rozsmarowywać palcem?!). Jak dla mnie proste, skuteczne i tanie rozwiązanie.


  5. Ostatni z moich październikowych ulubieńców to krem do mycia twarzy SANA Nameraka Honpo Tsuyahari Q10. 
    Piana, która powstaje z tego kremu myjącego
    ma konsystencję pianki do golenia.

    Jak łatwo się domyśleć jest to produkt japoński. Zdecydowałam się jednak o nim napisać, ponieważ wcale nie trzeba mieć kontaktów w Japonii, aby go zdobyć. Bez problemu można go kupić za pośrednictwem Amazon, czy ebay. Na zakup zdecydowałam się pod wpływem bardzo pozytywnej opinii mojej ulubionej japońskiej urodowej vlogerki i nie zawiodłam się. Ten oczyszczający żel-krem do twarzy zawiera izoflawony sojowe i koenzym Q10. Ekstrakty z soi są używane przez Japończyków w kosmetologii już od setek lat, musi więc być chociaż odrobina prawdy w opowieściach o ich pozytywnych właściwościach. Zgodnie z informacją producenta krem myjący zawiera:
  • Izoflawony soi - które nawilżają skórę i nadają jej elastyczność
  • Ekstrakty z soi - wspomagające efekt nawilżenia
  • Koenzym Q10 - sprawiający, że skóra staje się sprężysta, miękka i nawilżona
  • Naturalny kolagen roślinny - ekstrakt z marchwi dla nawilżenia, beta-karoten dla ochrony skóry przez promieniowaniem UV
  • Brak barwników, substancji zapachowych, oraz olejów mineralnych.

    Jednak tym co najbardziej lubię w tym produkcie to charakterystyczna dla japońskich kremów myjących gęsta piana, którą można z nich uzyskać. Japończycy bowiem, do spienienia mydła używają tzw. foaming net, czyli siateczki spieniającej. Najczęściej jest to woreczek z siateczki o bardzo drobnych oczkach (porównywalnych z oczkami w pończosze) z małymi (2-3 cm) gąbeczkami zamkniętymi w środku. Na zwilżoną siateczkę wystarczy nałożyć odrobinę kremu (tyle co ziarenko groszku), a następnie trzeba intensywnie masować siateczkę, aż do uzyskania piany. Piana ta cechuje się dużą gęstością - jej konsystencja przypomina piankę do golenia. Po spłukaniu resztek kosmetyku, twarz jest do tego stopnia czysta, że przeciągnięcie po twarzy dłonią przypomina przeciągnięcie palcem po umytym talerzu.

    Krem ma dwie wady. Po pierwsze trzeba go bardzo dobrze spłukać z okolic oczu, ponieważ powoduje szczypanie oczu. Po drugie brak substancji zapachowych,  który teoretycznie jest zaletą kremu myjącego, sprawia, że kosmetyk tak naprawdę ma delikatny zapach oleju sojowego, za którym ja osobiście nie przepadam.

    Kosmetyk ten jest bardzo wydajny. Krem do mycia twarzy Nameraka Honpo Tsuyahari kosztuje w Japonii 864Y, czyli ok. 28 pln. Jest to normalny produkt dostępny praktycznie w każdej drogerii w Tokyo. Mam jednak wrażenie, że japońskie kosmetyki - nawet te z niższej półki, są wyższej jakości.
A co Wy poleciłybyście w tym miesiącu?