sobota, 21 listopada 2015

Po pierwsze nie chwalić

źródło: unsplash.com

Znajomi, którzy są rodzicami często mi mówią: Jesteś psychologiem, więc o wiele łatwiej jest Ci wychować dziecko.

Bycie psychologiem daje mi tylko jedną przewagę: znam teorię. Wiem jak powinno się w określonej sytuacji zareagować, co mówić, a czego nie i dlaczego powinno się tak robić. Ale ta przewaga jest też pewnym obciążeniem. Są bowiem rzeczy, które mówimy instynktownie, ponieważ wydają nam się właściwe i sami w dzieciństwie je słyszeliśmy, tymczasem jak mówi współczesna psychologia mogą mieć negatywne skutki.



Chwalenie

Jak to, to chwalenie jest złe? Otóż okazuje się, że zbyt częste powtarzanie słów: Świetna robota! lub innej prostej pochwały może spowodować, że dziecko, a w przyszłości dorosły będzie poszukiwał zewnętrznej motywacji, czyli będzie robił rzeczy nie dla swojej satysfakcji, ale po to aby usłyszeć pochwałę, czyli zadowolić kogoś innego. Należy więc ograniczyć proste pochwały i zastąpić je opisem sytuacji, np. podobało mi się jak bawiłaś się koleżanką, ponieważ podzieliłaś się z nią swoimi ulubionymi zabawkami.

Tak wypowiedziana pochwała wskaże szczególnie cenione zachowanie i tym samym je wzmocni.
W zabawie z córką staram się też zwrócić jej uwagę na satysfakcję, którą czerpie z samej czynności, a nie na jej efekt. Mówię np. Chyba rysowanie sprawia Ci dużo radości. albo Widzę, że bardzo się cieszysz, kiedy razem układamy klocki.
Dzięki temu nie tylko uczę ją nazywania emocji, ale przede wszystkim zwracam jej uwagę, na wewnętrzną motywację, którą kierowała się podczas zabawy. Innymi słowy wskazuję, że największą nagrodą jest samo wykonywanie tej czynności.


Przedkładanie efektu nad starania

Mówiąc do dziecka coś w rodzaju praktyka czyni mistrza również o zgrozo możesz zaszkodzić psychice dziecka. Najważniejsze bowiem są starania. Jak wiadomo ludzie różnią się od siebie pod względem ilości wysiłku, który muszą włożyć w poszczególne dziedziny, aby osiągnąć w nich mistrzostwo. Jedni są lepsi w dziedzinach humanistycznych, inni w przedmiotach ścisłych, a jeszcze inni mają zdolności manualne. Jednak to powiedzenie zapomina o tych różnicach. Jeśli Twoje dziecko będzie bardzo dużo ćwiczyło i wciąż nie osiągnie mistrzostwa, to słysząc, że: praktyka czyni mistrza, może odebrać to jako nacisk na efekt, oraz, że skoro wciąż nie osiągnął mistrzostwa to znaczy, że nie dostatecznie się stara. Samoocena dziecka może spaść. Może to też spowodować obwinianie się i myślenie w stylu: skoro tyle ćwiczę i wciąż nie jestem najlepszy, to znaczy, ze coś ze mną nie tak.

Dlatego sugerowałabym raczej podkreślanie wysiłku, który dziecko wkłada w wykonywaną czynność. Kiedy Twoje dziecko zasmucone powie, że znowu coś mu nie wyszło, zamiast rzucać: spróbuj jeszcze raz w końcu ćwiczenie czyni mistrza, powiedz raczej coś w stylu: widzę, że bardzo się starasz. To musi być smutne, kiedy tak dużo ćwiczysz i jeszcze nie osiągnąłeś wymarzonego rezultatu. W ten sposób pokażesz dziecku, że widzisz i rozumiesz jego emocje. Docenisz tym jego starania i pokażesz, że wynik wcale nie jest najważniejszy.


Zaprzeczanie uczuciom

To akurat jest rzecz, którą najłatwiej jest mi wyegzekwować od siebie i jednocześnie bardzo trudno jest mi nauczyć eM by nie mówił tak do Di. Bardzo często kiedy np. Di się uderzy i zaczyna płakać eM mówi przecież nic się nie stało. Lekko się uderzyłaś.
A teraz zastanów się jak Ty byś się czuła, jeśli uderzenie, które Cię zabolało zostałoby w ten sposób skomentowane? Albo jeśli bardzo byś się czymś stresowała, a ktoś by Ci powiedział: Ty to chyba w życiu problemów nie miałaś.Każdy jest inny i inny ma próg bólu, inne są też rzeczy, które mogą nas wystraszyć, zmartwić, czy zdenerwować. Każdy czuje inaczej i ma do tego prawo. Jedna z najgorszych rzeczy, które możemy zrobić to zaprzeczanie czyimś uczuciom. Skoro dziecko płacze to znaczy, że coś się jednak stało. Rodzic powinien pokazać dziecku, że widzi, rozumie i szanuje uczucia swojego dziecka. Naszą rolą jest pomóc dziecku w zrozumieniu i poradzeniu sobie z emocjami.
Jeśli pierwszy raz zdarzy się, że dziecko płacze podczas szczepienia, to nie mów: nie płacz - przecież nigdy Cię szczepienie nie bolało. Może faktycznie nigdy to nie bolało, ale tak jak każdy Twoje dziecko może mieć gorszy dzień i dzisiaj może je boleć, dlatego lepiej powiedzieć coś w rodzaju: widzę, że szczepienie Cię boli. Te słowa brzmią banalnie, ponieważ są jedynie nazwaniem sytuacji, którą obserwujemy, ale wierzcie mi, że takie komunikaty potrafią zdziałać cuda. Nasz rozmówca ma bowiem wrażenie, że doskonale go rozumiemy i akceptujemy jego uczucia. Czasami wystarczy też zwykłe przytulenie (^_^).


Pośpieszanie

Krzyczenie do dziecka żeby się pośpieszyło, to dla malucha nie lada stres. Dziecko nie jest tak szybkie i sprawne jak dorosły i nie zawsze też rozumie dlaczego wymagamy od niego pośpiechu. W dużej mierze to Ty budujesz poczucie wartości swojego dziecka, jeśli więc wciąż narzekasz, że się guzdrze to też źle to na psychikę malucha wpływa.

Najlepiej rozpocząć przygotowania na tyle wcześnie by dziecko zrobiło wszystko w swoim tempie bez potrzeby poganiania. Jeśli jednak zaśpisz i musisz pośpieszyć trochę dziecko, zrób z tego zabawę i działanie zespołowe. Ścigajcie się kto pierwszy się ubierze, albo kto pierwszy dobiegnie do pierwszej latarni.



Etykietowanie

Aby nie podkopywać samooceny dziecka nie należy go etykietować, czyli mówić, że jest głupie, niegrzeczne, czy niemądre. Zamiast tego należy opisać zachowanie i uczucie jakie to w nas wywołało, np. zamiast: Jesteś niegrzeczny! Należałoby powiedzieć: Zrobiło mi się bardzo przykro, kiedy uderzyłeś siostrę


Nie wiem czy wiecie, że zakaz etykietowania dotyczy również określeń pozytywnych. Mówiąc dziecku, że jest grzeczne, czy kochane sugerujesz, że jutro może być niekochane i niegrzeczne. W przypadku pozytywów również należy opisywać swoje uczucia i powoływać się na konkretne sytuacje, np. bardzo mnie wzruszyło i uradowało, kiedy podzieliłeś się z siostrą podwieczorkiem.


Deser jako nagroda


Zauważyłam, że w wielu rodzinach deser podawany jest od razu po obiedzie i wzbudza wiele emocji. Rodzice często mówią: Nie będzie deseru, dopóki nie zjesz obiadu! Tak jak i dorosły dziecko czasem nie jest głodne, ale czy Ty też nie masz czasem ochoty na coś pysznego? Doprowadza to więc często do sytuacji kiedy dziecko wmusza w siebie obiad mimo, że nie jest głodne, tylko po to by dostać "w nagrodę" mały deserek. Ja widzę dwa zagrożenia w tej sytuacji: po pierwsze zmuszamy dziecko do przejadania się, mimo, że tyle się "trąbi" o otyłości wśród dzieci, a po drugie deser stanowi tu swego rodzaju "nagrodę" umniejszając tym samym pełnowartościowemu posiłkowi. Moja rada, to nie podawać deseru po obiedzie, tylko potraktować go jako osobny posiłek - podwieczorek. Siadając do obiadu dziecko będzie więc jadło po to by się najeść, a nie po to by dostać deser (nagrodę).



Pomaganie
Wielu rodziców rzuca się na pomoc dziecku kilkadziesiąt razy dziennie: Pomogę Ci zdjąć kurtkę. Pomogę Ci wejść po schodach. Podam Ci książkę. I tak przez cały dzień. 
Chciałabym, aby Di wyrosła na samodzielną dziewczynkę pełną inicjatywy. Pomagam jej w tym... nie pomagając jej. 
Wyręczanie dziecka we wszystkim może podkopać jego niezależność, ponieważ nauczy się polegania na innych. Może ograniczyć to jego inicjatywę również w przyszłości.
Zamiast wyręczać dziecko, lepiej zadać mu pytanie naprowadzające na rozwiązanie problemu. Na przykład układając puzzle zamiast układać klocki za dziecko, spytaj: Czy myślisz, że ten fragment tu pasuje? Dlaczego tak myślisz?
Odkąd Di zaczęła sama próbować zdejmować kurtkę, przestałam ją rozbierać. Jeśli widzę, że ma problem z jakąś czynnością, to pytam, czy jej pomóc. Najczęściej odpowiada, że nie i faktycznie po chwili sama sobie radzi. Kiedy prosi mnie o zrobienie czegoś co wiem, że potrafi, np. włączenie radia, to przypominam jej że umie to zrobić sama i opisuję co powinna zrobić, aby osiągnąć cel i po chwili sama już sobie radzi. 
Dzieci są bardzo samodzielne i zaradne trzeba im tylko na to pozwolić.



Pomaganie dziecku jest odruchem serca, podobnie jak wypowiadanie wspomnianych wyżej zdań, a jednak mogą one szkodzić dziecku w przyszłości. Czy mi, jako psychologowi, jest łatwiej z tą wiedzą? I tak i nie. Znajomość teorii to jedno, a umiejętność zastosowania jej w życiu to zupełnie inna sprawa. Myślę, że kiedy przez nieuwagę powiem do dziecka: Brawo! Świetna robota! Świadomość, że nie powinnam była tak powiedzieć wywołuje we mnie poczucie winy. Koniec końców wszyscy jesteśmy tylko ludźmi. 


Moją piętą achillesową jest chwalenie, ponieważ cieszę się ze wszystkiego co Di uda się zrobić. A co Wam sprawia największą trudność?

2 komentarze:

  1. Chociaż jeszcze nie mam dzieci to bardzo dobrze czytało m się Twój wpis :)

    OdpowiedzUsuń