Kto
by się spodziewał, że z wizyty u neurologa wrócę z nową pozycją na liście
książek do przeczytania.
Jak
to się stało? Otóż podczas badania rozentuzjazmowana Pani doktor widząc mój
pokaźnych rozmiarów brzuszek, zaczęła opowiadać, że właśnie została babcią i
stąd jest na bieżąco z książkami o macierzyństwie. Szczególnie była pod
wrażeniem jednej: „W Paryżu dzieci nie grymaszą” Pameli Druckerman (Wydawnictwo
Literackie).
Jako
psycholog międzykulturowy koniecznie musiałam to przeczytać, bowiem książkę tę
napisała amerykańska dziennikarka, która przeprowadziła się do Paryża. Tam
urodziła córkę (Bean), a potem bliźniaki (Leo i Joey).
Na
wstępie dowiadujemy się, że po urodzeniu córki autorka ze zdziwieniem odkryła,
iż większość francuskich dzieci jest cierpliwa, je z apetytem i grzecznie się
bawi – czego niestety nie mogła powiedzieć o Bean. Rozpoczęła więc „dochodzenie” mające na celu rozwiązanie tej
zagadki.
Na
kolejnych stronach Druckerman odkrywa francuskie tajniki wychowania. Co ciekawe
autorka stwierdza, że wychowanie we Francji jest bardzo ujednolicone –
wszystkie matki, a nawet instytucje publiczne takie jak żłobki, kształtują
dzieci w ten sam sposób. Jest to o tyle zaskakujące, że w Polsce raczej każdy
wychowuje dzieci "po swojemu" – nie ma jakiegoś jednego modelu powielanego przez
większość.
Jednocześnie
każda francuska metoda wychowawcza została przez autorkę poparta literaturą
oraz wypowiedziami ekspertów. Jest to moim zdaniem największa wartość tej
książki, gdyż pokazuje, że te sposoby nie są wyssane z palca, lecz mają naukowe
podłoże i uzasadnienie.
Będąc
bogatszą o, nabytą podczas „dochodzenia”, wiedzę, Druckerman postanawia wychować
bliźnięta zgodnie z francuskimi kanonami. Co ciekawe według autorki ten
„eksperyment” się powiódł.
Książka
jest napisana lekko i zabawnie, ale jednocześnie stanowi francuską instrukcję
obsługi dziecka.
Oczywiście
nie trzeba się zgadzać z opisanymi metodami, ale moim zdaniem warto poszerzyć
horyzonty i dokonać świadomego wyboru.
Na
zdjęciu gâteau
au yaourt, czyli lekkie ciasto jogurtowe, które według autorki, francuskie mamy
pieką ze swoimi pociechami, jak tylko te zaczną siadać. Upiekłam, z przepisu
zamieszczonego w recenzowanej książce, z pomocą dziewięciomiesięcznej Di.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz